W ostatni październikowy tydzień 20 twardzieli z II a wybrało się na dwudniową eksploracje Gór Sowich. Dlaczego w góry? Bo są, bo są piękne, zwłaszcza jesienią, dodatkowo można się nieźle zmęczyć, żeby nie powiedzieć - sponiewierać. Nie mamy wcale na myśli tego, o czym prawie wszyscy myślicie… Sponiewierać się to znaczy wędrować 10 godzin z plecakiem, w większości pod górę i na drugi dzień to samo, no może trochę mniej.
Pogoda nam dopisała, ale gdyby było zimno, byłoby równie fajnie.
Góry odpłacają za wysiłek stokrotnie cudnymi widokami, dziką przyrodą no i tym, że nigdy nie jest tak samo.
Dla tych , którym to nie pasuje, są wyjazdy na hopsalnie do Energylandii, ewentualnie coś jeszcze bardziej ekstremalnego…. Wyjście z wychowawcą na pizzę.
Nasz cel na pierwszy dzień to wejście na Wielką Sowę, ale wejście najbardziej nieoczywistą z możliwych tras. Wyruszyliśmy rano autobusem MPK nr 60 za jedyne 2złote i 70groszy dojechaliśmy do jednej z najpiękniejszych wsi na Dolnym Śląsku - Lutomii Górnej ( nie będzie dużą przesadą jeśli powiem nawet w Polsce 😊).
Wyruszyliśmy przez wieś, a potem leśną drogą do tzw. Kroackiej studzienki. https://pl.wikipedia.org/wiki/Kroacka_studzienka Po drodze padła propozycja by zboczyć trochę i ścieżką, która na starych niemieckich mapach nazywa się bierweg , udać się pod obelisk zwany „szable”. Niemiecka nazwa trasy dla poliglotów z IIa brzmiała zachęcająco, dlatego chętnie zgodzili się nadłożyć drogi. Obelisk został postawiony na pamiątkę bitwy pod Lutomią i Burkatowem jaką stoczyły armie austriacka i pruska w XVIII w. Bitwa ta zakończyła się klęską strony austriackiej. W efekcie Habsburgowie utracili na rzecz króla Prus Fryderyka Świdnicę, a wkrótce po tym cały Śląsk.
Pod obeliskiem nasz kochany wychowawca pan Dariusz Karaszewski wygłosił krótki, niespełna godzinny 😊 wykład monograficzny o historii Śląska) . Czuliśmy niedosyt i chcieliśmy by bisował, niestety wychowawca był nieubłagany i musieliśmy ruszyć w dalszą drogę, by przed zmierzchem dojść do schroniska na nocleg
Kiedy dotarliśmy do kroackiej studzienki p. prof. zarządził „popas” ( dla niewtajemniczonych popas to słowo oznaczające dawniej odpoczynek dla podróżujących, przerwa na posiłek czy nakarmienie koni).
Mistrzowie surwiwalu Krystian i Daniel wzięli się za rozpalenie ogniska za pomocą zestawu przetrwania, reszta zaczęła zbierać chrust ( nadwyżka miała zostać dla wychowawcy na grudniowe mrozy w ramach akcji chrust + 😊). Kiełbaski z ogniska były pyszne ( jedynie pani prof. Anita Klepacz, nie wiedzieć czemu, nie chciała ich jeść).
Po godzinnym odpoczynku ruszyliśmy czerwonym szlakiem w dalszą drogę w kierunku rozdroża pod Kokotem . Po drodze chętni mogli wbiec na Kokota, zrobić zdjęcie na szczycie na dowód i zbiec w jak najkrótszym czasie( Zwyciężył Krystian tuż za nim Wolodymyr) . Kokot, dla niewtajemniczonych ma wysokość 755 m.n. p https://pl.wikipedia.org/wiki/Kokot_(G%C3%B3ry_Sowie)
Pan Darek, tajemniczo uśmiechając się pod nosem, powiedział, że nazwa szczytu po czesku lub po śląsku, to bardzo obraźliwy, zwłaszcza dla facetów, rzeczownik.
Nasza polonistka, pani Anita dodała, że ten rzeczownik w formie żeńskiej po polsku też nie był zbyt ładnym słowem.
Ponieważ jesteśmy dobrze wychowani , nie znamy praktycznie żadnego wulgarnego rzeczownika ani w formie męskiej ani w formie żeńskiej ( no chyba, że psiakość, czy motyla noga 😊) odpuściliśmy sobie.
Ale nie do końca odpuściliśmy język polski. Pięciu chłopaków, którym za mało było jeszcze wrażeń i adrenaliny, chciało poprawiać j. polski w ramach „górskich konsultacji”.
Nie ma sprawy, powiedziała pani profesor i wyciągnęła praktyczny, kompaktowy zestaw pytaniowy w wersji turystyczno – biwakowej. Ci, którzy myśleli, że będzie „lajcik” z racji okoliczności, srodze się zawiedli. Czterech zaliczyło, jeden do poprawy.
I tak w milej atmosferze dotarliśmy do Potoczkowej polany po drodze mijając pozostałości pomnika poświęconego Rudolfowi Thiele burmistrzowi Świdnicy z czasów przed druga wojną https://pl.wikipedia.org/wiki/Polana_Potoczkowa .
Stamtąd po krótkim odpoczynku, czarnym szlakiem wyruszyliśmy do skrzyżowania pod Wielką Sową. Od skrzyżowania ruszyliśmy ostro pod górę na sam szczyt. Prowadzą tam dwa szlaki. Niebieski i czarny. O godz 16 .15 zdobyliśmy szczyt.
https://mapa-turystyczna.pl/node/wielka-sowa#50.68978/16.52412/12
Czasu na delektowanie się widokami było mało, a dodatkowo wieża widokowa znajdująca się na górze jest aktualnie w remoncie.
Pozostało więc jak najszybciej zejść czerwonym szlakiem do schroniska Orzeł. Dotarliśmy na miejsce równo ze zmierzchem.
W schronisku czekała pyszna obiadokolacja, gorące prysznice, wygodne lóżka i rozemocjonowane naszą obecnością dziewczyny ( klasy 6- 8 SP ). Oczywiście furorę wywołał jak zwykle Wiktor. Wszyscy, nawet nasz wychowawca, pozazdrościliśmy „Pączusiowi” powodzenia 😊.
Przed udaniem się na spoczynek zebraliśmy się w schroniskowej świetlicy, gdzie omówiliśmy mijający dzień. Niektórym z nas nie było łatwo, były chwile słabości i wielkiego zmęczenia, ale nikt nie odpadł.
Pan Darek powiedział , że jest z nas dumny i wszyscy zdaliśmy test wytrzymałości i hartu ducha.
To prawda, chwilami łatwo nie było, ale się udało. Wychowawca zapytał nas, czy wiosną wybralibyśmy się ponownie na górską wycieczkę. Większość z nas odpowiedziała twierdząco.
.
Przed godz.24 ucichły już wszelkie hałasy w całym schronisku i zasnęliśmy ( może nie wszyscy tak od razu) mocnym snem.
Rano pobudka o 7.00, śniadanie i szybki wymarsz.
Naszym nowym celem była górska wieś Sierpnica i znajdująca się w jej pobliżu największa atrakcja - Podziemne miasto Osówka. Ale zanim tam dotarliśmy zatrzymaliśmy się przy przepięknym drewnianym Kościółku Matki Bożej Śnieżnej.
Oczywiście nie obyło się bez krótkiego wykładu o sakralnej architekturze drewnianej. https://fotopolska.eu/Sierpnica/b25055,Kosciol_Matki_Bozej_Snieznej.html
Na szczęście po raz kolejny przed kompromitacją, tym razem w oczach pani Anity, uratowali nas Krystian i Daniel, którzy wiedzieli co to jest gont.
Bardziej od architektury drewnianej zainteresowała Dawida i Kornela koza, z którą usiłowali się zapoznać. Chłopcy już dzień wcześniej przejawiali zainteresowanie parzystokopytnymi i próbowali poznać pewną krasulę 😊. Kornel próbował ją nawet przywołać tradycyjnym taś, taś, taś, niestety bezskutecznie ( szczegóły dotyczące ich spotkań z parzystokopytnymi do uzyskania u Dawidka i Kornela na ściance).
Po pokonaniu 8 km. naszym oczom ukazał się cel, Podziemne miasto Osówka.
Czekał już tam na nas umówiony przewodnik. W raz z nim przez ponad godzinę wędrowaliśmy podziemnymi tunelami wysłuchując fascynujących historii. Wewnątrz multimedialne prezentacje przenosiły nas w czasy II wojny światowej. Prace tutaj rozpoczęto w 1943 roku. Doprowadziły one do powstania ogromnego systemu betonowych korytarzy, umocnień i hal. Cel prac utrzymywany był w tajemnicy. Zdaniem jednych miała być to tajna kwatera Adolfa Hitlera, inni twierdzą , że budowano hale dla podziemnych fabryk do produkcji tajnej broni.
Koniecznie musicie to zobaczyć . Godzina zwiedzania minęła jak chwila. Nawet ci z nas, którzy mają problem z zachowaniem na lekcjach, słuchali jak urzeczeni.
Po wyjściu, czekał już na nas zamówiony wcześniej autobus i zawiózł nas do Świdnicy.
Jeśli lubicie góry i przygodę, na następną wycieczkę możemy zabrać 2-3 osoby z innych klas.
Koszty takiej dwudniowej wycieczki nie są duże. Z noclegiem, biletami wstępu, autobusem i wyżywieniem kosztowała 150 zł. Koszt byłby jeszcze niższy, gdyby nie nieprzewidziane okoliczności, które wyeliminowały kilka osób z wyjazdu.
Tydzień później na lekcji wychowawczej odbył się konkurs z wiedzy dotyczącej tego co na wycieczce widzieliśmy. Bezapelacyjnym zwycięzca okazał się Kamil. Nagrodę dla zwycięzcy ufundował pan Karaszewski. Była to piątka z historii.
W imieniu wychowawcy i naszym chcieliśmy na koniec podziękować Pani prof. Anicie Klepacz, że odważyła się z nami pojechać 😊